Wiedziałam, wiedziałam, że w końcu wyjdzie słońce. Po depresyjnej sobocie, szary poranek w niedzielę. Reszta dnia dalej szara, ale wiara w słońce nie dała mi popaść w kolejną nostalgię. I nawet Marcin Kydryński, który w trójkowej Sjeście nadawał dziś najbardziej przygnębiające piosenki wszech czasów, których słuchałam jadąc samochodem z Dnia Matki, nie zdołał mnie wyprowadzić z dobrego nastroju. Wśród tych przygnębiających utworów było kilka pozycji fado, a tak się składa, że tę muzykę bardzo lubię (w szczególności w wykonaniu Marizy, czy Camane), a film Carlosa Saury pt. Fados obejrzałam co najmniej 7 razy. Bo fado, choć oznacza tęsknotę i nostalgię, mnie kojarzy się z portugalskim słońcem i morską kuchnią. I nic na to nie poradzę Panie Marcinie... Kiedy dojeżdżałam do Poznania, zza granatowych chmur wyjrzał mały kawałek słońca, a kiedy dotarłam do domu, udało mi się nawet sfotografować dmuchawce na tle błękitu nieba.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz