Trochę późno na wpis o wakacjach, skoro już dawno po wakacjach, ale lepiej późno niż wcale, więc piszę, zanim wszystko zapomnę.
Bornholm - wysepka formatu kieszonkowego, w linii prostej położona o 100 km od Polski. Jednak, żeby tam dojechać pokonujemy drogę, która bynajmniej prostej nie przypomina.
|
Przedmieścia Nexo |
Polska właśnie przeżywa pogodowy armagedon (w porywach prawie 40°C), więc pierwsze odczucie temperatury o blisko 20°C niższej jest, wydaje mi się, nie do przejścia, ale po paru godzinach oswajania się mam ochotę krzyknąć: nieeee!!! To jest właśnie pogoda, przy której chce się żyć! Jest słonecznie, bo Bornholm, to najbardziej słoneczne miejsce na Bałtyku, ale jest rześko dzięki bryzie obecnej przez cały czas. Wymarzone warunki na rower (bo jeszcze nie powiedziałam, że Bornholm, to raj dla rowerzystów). Nie powiem, że przez tydzień nie padał deszcz. Owszem, padało, a nawet lało, ale deszcze szybko przychodzą i szybko odchodzą, a zaraz po nich natychmiast pojawia się słońce.
I, mimo, że nie ma upałów, domy toną w lawendach, a w ogródkach rosną figowce i morwy, taka sytuacja...
|
Domy w Teglkas przy trasie rowerowej na północnym zachodzie |
Na Bornholmie wszędzie czuje się przestrzeń i świeże powietrze. Poczucie przestrzeni na tak małej wyspie bierze się chyba z tego, że miast jest mało i są małe, a zabudowa niska - najwyżej 1-piętrowa, więc nic nie przesłania widoków na niekończące się i pachnące łąki i pola, a prawie z każdego miejsca widać morze, nawet, jeśli jest oddalone o 7-8 km. Do tego sterylna czystość, kompletny brak kurzu (do każdego gospodarstwa można dojechać asfaltową drogą) i idealnie przejrzyste powietrze (z niektórych miejsc widać wybrzeże Szwecji).
Kiedy w Polsce zieleń jest już wymęczona trwającymi upałami, tutaj ma intensywny, soczysty kolor i jest imponująco bujna. Malownicze, skaliste i klifowe wybrzeże północne oraz bardziej płaskie i cieplejsze południowe, jedno i drugie tonie w zieleni.
|
Ulica w Allinge |
|
Kosciół w Rutsker |
|
Paradis Bakkerne |
Fenomenem dla mnie jest fakt, że 100 km od Polski jest miejsce, w którym nie ma żadnych widocznych objawów globalizacji: nie ma ani jednej sieciówki z fast foodami, nie ma sieciowych hoteli i chyba też globalnych marek stacji benzynowych (w każdym razie nie spotkałam). Przy drogach i w miasteczkach brak reklam, może poza szyldami warsztatów i wypożyczalni rowerowych, ale te raczej przypominają dzieło typu
do it yourself niż profesjonalne reklamy, co ma swój niezaprzeczalny urok. W jedynym mikro centrum handlowym (góra 5-6 sklepów) na wyspie same duńskie sklepy, na czele H&M, reszta w Polsce nieznana.
Dzięki temu wszystkiemu wyspa jest swojska, przytulna i "uczłowieczona", a przy tym chyba bardziej duńska niż inne części tego kraju.
|
Szyld warsztatu rowerowego w Ronne - słodki prawda? |
Nie oznacza to, że czas stanął tu w miejscu wieki temu, nic podobnego. Nowe technologie działają, jakby, z podziemia, ale są. Na przykład mapy rowerowe zawierają QR-kody dla każdej trasy. Po zeskanowaniu kodu telefonem aplikacja google maps w Twoim telefonie poprowadzi Cię do celu bez pudła, tyle tylko, że trasy rowerowe są tak dobrze oznaczone, że trudno tu pobłądzić...
|
Do Svaneke już tylko 4,4 km |
|
Tonąc w rumiankach |
W ostatnim czasie tygodnik Newsweek opublikował artykuł nt. najbardziej szczęśliwych narodów świata i okazuje się, że Dania jest w pierwszej trójce. Na wyspie jednak nie widać objawów dobrobytu powszechnie uważanych za dowody zamożności, nie ma wyjątkowych, drogich domów i nie widzi się super luksusowych samochodów. Spotyka się za to samochody dobre i bardzo zadbane, czasem bezszelestnie przemknie gdzieś Tesla - auto na prąd, ale w posiadaniu takiego auta chyba bardziej chodzi o ekologię, niż o dobrobyt. No i proszę, można być szczęśliwym narodem nie demonstrując swojego stanu posiadania.
Z resztą, samochody samochodami, a tu i tak wszyscy miejscowi jeżdżą na rowerach, bo wszędzie da się nimi dojechać, a kierowcy traktują rowerzystów jako równoprawnych użytkowników dróg, co jest bardzo miłe.
|
W Gudhjem |
Skoro już mowa o rowerach, to, jeśli ktoś myśli, że na nizinnym Bornholmie jazda na rowerze, to bułka z masłem, to jest w błędzie. Bornholm nie jest wprawdzie górzysty, ale jest pagórkowaty i, zwłaszcza w części północnej, cały czas jedzie się pod górkę, krótkie zjazdy z górki nie zdążą przynieść wytchnienia przed kolejną wspinaczką. Warto jednak się potrudzić, bo trasy, zwłaszcza te, które prowadzą przy samym morzu są niezwykle malownicze.
|
Port w Svaneke |
|
Port w Hasle |
|
Port w Hasle |
|
Port w Allinge |
|
Teglkas - port w miniaturze |
Jeśli ktoś szuka na Bornholmie możliwości wygrzewania się na piasku, to taka też istnieje. Najpiękniejsza plaża, jaką widziałam nad Bałtykiem (niestety, z Polską włącznie) jest w Dueodde na południu wyspy. Szeroka, biała, o piasku tak miałkim (używanym do klepsydr) jak mąka tortowa, bez tłumów, wręcz prawie pusta (nawet w środku sezonu) i bez parawanów - bezcenne. Malownicze kilkudziesięciometrowe wydmy otaczające plaże nie są ogrodzone, można po nich chodzić i nie pachną jak toaleta.
|
Wydmy w Dueodde |
Woda w Bałtyku ścina krew w żyłach, zupełnie jak u nas, więc kąpiel, to zabawa tylko dla orłów. Za to już kolor morza jest imponujący i w niczym nie przypomina brunatnego i burego Bałtyku od polskiej strony. To podobno kwestia kąta padania światła i promieni słonecznych, my w Polsce patrzymy na Bałtyk od strony południowej, Bornholmczycy - od północnej, okazuje się, że to dużo zmienia. Zawsze mówiłam, ze Bałtyk powinien być na południu Polski, bo tam zawsze latem cieplej, niż na północy.
|
Jons Kapel |
|
Wybrzeże w okolicy Allinge |
I jeszcze jedno - "last but not least" - kuchnia. Niewiele o niej wiemy i wydawać by się mogło, że właściwie nic ciekawego, ale w ramach przygotowań do wyjazdu przeskanowałam swoją pamięć na okoliczność tego, co wiem o tej kuchni i proszę. W samej Kopenhadze jest 18 restauracji posiadających łącznie 21 gwiazdek Michelin (dla porównania w całej Polsce tylko jedna), a w konkursie Bocusse D'Or każdego roku jakaś duńska restauracja jest w pierwszej trójce. To już dobra zapowiedź, nawet, jeśli michelinowskie restauracje nie są na moim celowniku, ale o jedzeniu więcej w osobnym wpisie.
|
Burza zbiera się nad Hasle |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz