poniedziałek, 30 września 2013

Risotto z dynią, szałwią i wędzoną szynką


Składniki (3 porcje):

1 szklanka ryżu do risotto (arborio)
1 lyżka oliwy z oliwek
1 ząbek czosnku
garść listków szałwii plus kilka do dekoracji
3/4 szklanki białego wina
2 szklanki rosołu drobiowego
1-1,5 szklanki dyni pokrojonej w drobną kostkę
3 plastry wędzonej szynki (np. parmeńskiej lub Serrano)
2 łyżki utartego twardego sera owczego
1 łyżka masła
sól, pieprz

Sposób przygotowania:

  1. Do garnka wlać oliwę, podgrzać, dodać posiekany ząbek czosnku i posiekane listki szałwii, zeszklić.
  2. Dodać ryż i gotować przez chwilę mieszając, aż ryż zrobi sie lekko szklisty.
  3. Wlac wino, chwilę gotować (3-4 min), aby odparowało.
  4. Dodać 1 szklankę rosołu, wrzucić dynię, zamieszać i dalej gotować na niewielkim ogniu, uzupełniać po trochu rosół w miarę, jak potrawa będzie gęstniała (na tym etapie gotowanie trwa ok. 15 min.).
  5. Krótko przed końcem dodać szynkę pokrojoną na małe kawałki, jeśli trzeba, to dosolić.
  6. Risotto jest gotowe, kiedy ryż jest z wierzchu miękki, a w środku lekko chrupiący, a cała potrawa ma kremową, lekko kleistą konsystencję.
  7. Do ugotowanego risotto dodajemy masło i ser, mieszamy i natychmiast podajemy posypane pieprzem  z kilkoma listkami szałwii w charakterze dekoracji.

Powidła śliwkowo-figowe


Lubię tę porę, kiedy na dworze jest już chłodno, a dom pełen jest pachnącego ciepła pochodzącego z garnka, w którym smażą się powidła lub konfitury. To ostatni dzwonek, by zamknąć odrobinę lata w słoiczkach, aby zimą przypominały nam tę wytęsknioną porę roku. Każdego roku rozmaite kombinacje owoców trafiają do moich słoiczków, w tym roku były to porzeczki z rabarbarem, rabarbar z imbirem, truskawki z cynamonem i goździkami, mirabelki z kiwi, czarna porzeczka z winogronami i wiele innych. Nie chodzi o to, że jesteśmy  dżemojadami ponad średnią krajową, wiele wyrobów z mojej "letniej kolekcji" trafia na końcu do moich  przyjaciół, ale jaka to przyjemność, jeśli do śniadania w zimową sobotę lub niedzielę posmarujemy sobie tost francuski domowym dżemem... bezcenne...Widok za oknem od razu staje się bardziej słoneczny.
Dzisiaj powidła śliwkowo-figowe, a dla tych, co lubią, z korzennym akcentem.

Składniki (4-5 słoiczków):
2 kg bardzo słodkich śliwek węgierek
1 kg fig
3 cm kory cynamonu
4-5 goździków
cukier - jeśli mamy bardzo słodkie śliwki, można przygotować powidła bez cukru, jeśli jednak po spróbowaniu powidła okażą się za mało słodkie, trzeba je dosłodzić do smaku na etapie p. 6 poniżej.

Sposób przygotowania:
  1. Śliwki umyć, przepołowić, pozbawić pestek.
  2. Dzień 1. Do dużego rondla wrzucić połówki śliwek, dodać odrobinę wody, cynamon i goździki, postawić na włączonym piecu.
  3. Śliwki smażyć ok. 45 min, od czasu do czasu zamieszać. Zostawić pod przykryciem do następnego dnia.
  4. Dzień 2 -smażyć powidła przez ok. 30 minut. Zostawić pod przykryciem do następnego dnia.
  5. Dzień 3 - figi pokroić na ćwiartki, a potem każdą cwiartkę na plasterki.
  6. Śliwki powinny być już całkowicie rozgotowane, jak typowe powidła. Smażyć jeszcze przez ok. 10 min, po czym dodać pokrojone figi. i smażyć razem przez kolejne 30 min, od czasu do czasu delikatnie mieszając i uważając, żeby kawałki fig nie rozpadły się i pozostały w całości.
  7. Jeśli trzeba, dosłodzić powidła do smaku.
  8. Słoiczki  i zakrętki wyparzyć w piekarniku ustawionym na 150 ° C przez 10 min.
  9. Gotujące powidła nakładać do gorących słoików i od razu zamykać. Podpisać!



czwartek, 26 września 2013

Figi nadziewane kremem z mascarpone z prażonymi migdałami i miodem


Składniki (na 4 osoby):
8 fig
125 g serka mascarpone
100 g kremówki
1 łyżka cukru pudru
1/2  opakowania płatków migdałowych
6 łyżeczek jasnego miodu

Sposób przygotowania:

  1. Figi naciąć w ósemki nie przecinając do końca.
  2. Serek mascarpone wymieszać z cukrem pudrem.
  3. Kremówkę ubić i delikatnie połączyć z serkiem mascarpone.
  4. Migdały uprażyć na złoto na suchej patelni
  5. Środki fig wypełnić kremem, posypać migdałami i polać miodem.  Mniam...

wtorek, 24 września 2013

Wieprzowina słodko-kwaśna po chińsku z papryką, imbirem i ananasem


Ta wieprzowina, to moje pierwsze danie kuchni azjatyckiej, które ugotowałam dawno temu z  małej książeczki "Kuchnia chińska" wydanej w 1992 roku. Choć książeczka ta nie jest już tak siermiężna jak wiele innych wydanych w czasach komunistycznych (ma kolorowe zdjęcia!), jednak daleko jej do dzisiejszej literatury kulinarnej. Mam do niej, mimo to, pewien sentyment, bo to ona wzbudziła moje zainteresowanie kuchnią azjatycką. Z tą wieprzowiną to było tak, że najpierw ją ugotowałam, a potem dopiero mogłam jej spróbować w oryginale, nie w Chinach, bo tam nie byłam, ale m.in. w Nowej Zelandii, gdzie restauracje chińskie dominują nad wszystkimi innymi i tam właśnie przypadła mi do gustu najbardziej.  Przez lata moje wykonanie dopracowywałam i efekt końcowy jest niniejszym następujący:

niedziela, 22 września 2013

Sałatka z figami, kozim serkiem i granatem


Składniki (na 2  porcje):
Spora garść mieszanej sałaty na każdą porcję (w tym koniecznie rukola, poza tym może być roszponka i radicchio lub inne gatunki)
4 figi
1 kozi serek typu camembert
1 owoc granatu
2 łyżki ziaren słonecznika uprażonego lekko na suchej patelni
Kilka listków fioletowej bazylii

dressing:
2 łyżki oliwy z oliwek
1 łyżka octu malinowego
1-2  łyżeczki miodu (do smaku)
szczypta soli
odrobina wody

Sposób przygotowania:
  1. Ułożyć na talerzach umyte i osuszone sałaty.
  2. Figi pokroić na ósemki i ułożyć na sałacie, obok kawałki koziego sera.
  3. Posypać pestkami wyłuskanymi z granata i ziarnami słonecznika
  4. Składniki dressingu połączyć i wymieszać energicznie, aż powstanie gładka emulsja
  5. Dressingiem polać sałatkę.

Kremowa zupa ze świeżych pomidorów z bazylią i serkiem mascarpone


Składniki:
1,5 kg mięsistych pomidorów (najlepiej odmiany lima)
2 ząbki czosnku
10-15 liści bazylii plus więcej do posypania
ok. 1 l rosołu warzywnego lub chudego drobiowego
200g serka mascarpone
oliwa z oliwek
płatki z suszonych pomidorów lub papryki do dekoracji

Sposób przygotowania:
  1. Pomidory opłukać, pokroić na ósemki
  2. Rozgrzać oliwę, wrzucić zmiażdżony ząbek czosnku i go zeszklić.
  3. Dodać pomidory i bazylię, zamieszać  i dusić pod przykryciem, żeby pomidory się całkowicie rozgotowały
  4. Rozgotowane warzywa przetrzeć przez sitko.
  5. Dolać tyle rosołu, żeby zupa miała odpowiednią konsystencję, doprawić solą i pieprzem.
  6. Dodać serek mascarpone i zamieszać do całkowitego rozprowadzenia.
  7. Podać zupę skropioną kilkoma kroplami oliwy z oliwek, posypaną grubo pokrojoną bazylią i płatkami suszonych pomidorów lub papryki (jeśli nie mamy, to tylko bazylią)

sobota, 21 września 2013

Frittata z kurkami, wędzoną szynką i czosnkiem niedźwiedzim



Składniki (porcja na 2 osoby):
4 jajka
1 mały ząbek czosnku
250 g kurek
2 plastry wędzonej szynki (np. parmeńskiej)
1 łyżka posiekanego czosnku niedźwiedziego (jeśli nie mamy, możemy zastąpić go szczypiorkiem)
sól, pieprz
odrobina masła

Sposób przygotowania:
  1. Okrągłe naczynie ceramiczne, szklane lub patelnię z metalową rączką wysmarować masłem
  2. Kurki dokładnie opłukać i obsmażyć na maśle z posiekanym ząbkiem czosnku.
  3. Jajka ubić w misce trzepaczką, dodać małe kawałeczki szynki i podsmażone kurki, dodać sól i pieprz.
  4. Masę jajeczną przelać do naczynia, w którym będzie zapiekana.
  5. Frittatę można najpierw podsmażyć na piecu, a dopiero potem wstawić do piekarnika, ja wstawiłam od razu do pieca nagrzanego do 180 ° C na ok. 20 min. Frittatta jest gotowa, kiedy jajka się podniosą, a przy lekkim naciśnięciu palcem czuć, że są ścięte. 

środa, 18 września 2013

Zupa krem z młodej kukurydzy z kawałkami kurczaka i prażonymi pestkami


Składniki (6 porcji):
5 kolb kukurydzy
1 łyżka masła
1 marchewka
ok. 1 l rosołu drobiowego
kawałki kurczaka z rosołu (albo świeżego)
dodatkowa 1 łyżka masła
mieszanka pestek (słonecznik, dynia, sezam) uprażonych lekko na suchej patelni

Sposób przygotowania:

  1. Kukurydzę obrać i skroić z niej ziarna, marchewkę obrać i pokroic w krążki
  2. Roztopić masło w rondlu, wrzucić warzywa i dusić na maśle ok. 10-15 min. w przykrytym rondelku na małym ogniu od czasu do czasu mieszając.
  3. Kiedy warzywa są prawie miękkie, dodać 1 szklankę rosołu i jeszcze chwilę pogotować, aż warzywa zmiękną zupełnie.
  4. Zmiksować warzywa blenderem na krem. Jeśli łuski ziaren kukurydzy są jeszcze wyczuwalne, przetrzeć warzywa przez niezbyt drobne sitko.
  5. Do przetartych warzyw dolać taką ilość pozostałego rosołu, żeby zupa miała właściwą, kremową konsystencję. Doprawić solą, odrobiną cukru i pieprzu.
  6. Kawałki kurczaka pokroić na cienkie paseczki, przyprawić solą, pieprzem i tymiankiem i zrumienić na maśle
  7. Krem kukurydziany podać z kawałkami kurczaka w roli "wkładki" posypany mieszanką pestek i ozdobiony gałązką tymianku.

Pieczona papryka z oliwą, kaparami i rozmarynem


Papryka jest takim warzywem, które po upieczeniu przechodzi gigantyczną metamorfozę smakową i staje się bajecznie aromatyczne i słodkawe, krótko mówiąc pyszne. Pieczona papryka jest znana wielu kuchniom, ja najbardziej lubię wersję hiszpańską, która nie jest niczym innym, tylko tapasem, a więc małą porcyjką czegoś wybornego, co jest początkiem, czasem, bardzo długiego, wręcz niekończącego się posiłku. W wersji tapas pieczonej papryce towarzyszy oliwa, czosnek, kapary, czasem też oliwki, czyli wszystko to, co kraje śródziemnomorskie mają najlepszego.
W ogóle tapas, to osobny temat. Mam wiele pozytywnych skojarzeń z hiszpańskimi tapas barami, więcej na ten temat wkrótce.

poniedziałek, 16 września 2013

Ostatnia migawka z wakacji, czyli za dużo słońca, za dużo wina...

Zważywszy na to, co się dzieje za oknem i to, co zapowiedziała dzisiaj pogodynka z TVN (idą słoty…), to chyba dobry moment na ostatnie tegoroczne  wspomnienie z letnich wakacji, zanim trzeba będzie doszukać się czegoś pozytywnego w jesieni.

Daleko od …
Po rozpuście kulinarnej w Prowansji, kolejny tydzień przeznaczamy na pobyt  na wsi w zachodniej Francji na pograniczu regionów Bordeaux i Dordogne. Dordogne, to ojczyzna trufli i gęsiej wątróbki. Bordeaux z kolei, to mekka miłośników wina. Temat ten, broń Boże, nie jest nam obojętny (i to jest powód, dla którego jesteśmy tu po raz drugi), ale nie tylko o tym będzie ten post. 
Z lotniska w Bordeaux pożyczonym samochodem docieramy na prowincję i tam dołączamy do naszych australijskich przyjaciół. Dom, w którym spotykamy się po raz drugi należy do ich znajomego – człowieka show-biznesu. Powiedzieć o tym miejscu prowincja, to chyba za dużo. To jest maleńka osada, może 3-4 domy na głębokiej wsi, dookoła tylko pola słoneczników, łany zboża i pastwiska, na których pasą się szczęśliwe krowy. Daleko do restauracji, daleko do sklepów, daleko nawet do piekarni (jak byliśmy poprzednio, to jeszcze była 3 km stąd), daleko wszędzie. Tu zamierzamy odpocząć od cywilizacji. Będziemy napawać się wiejską sielanką,  wspólnie gotować  i sycić się „nicnierobieniem”, no, najwyżej raz się wyskoczy pooglądać winnice.

Szczęśliwe krowy

Nasze pueblo

Dom pana J.
W tym miejscu muszę napisać kilka słów o samym domu. Choć nie znam dokładnie jego historii, wiem na pewno, że pochodzi on z…uwaga… XIV wieku, można więc sobie wyobrazić, jaka to ruina, ale nie można sobie wyobrazić, jaka to piękna ruina, bo,  jak w każdym takim miejscu, jego piękno polega na odpowiednim stopniu zrujnowania. 





W domu jest wiele autentycznych elementów, zarówno na zewnątrz, jak i wewnątrz, a wszystko to, co wymagało naprawy lub wymiany zostało zrobione tak, że wtapia się w oryginalny charakter budynku.  Są tu więc stare skrzypiące schody, przeżarte czasem futryny i balustrady, przeciekający dach w jadalni i wielka staroświecka cynowa misa zbierająca kapiącą z sufitu wodę, stare meble,  intrygujące bibeloty z różnych epok, sprzęty kuchenne pamiętające z pewnością zburzenie Bastylii, kamienne figurki na tarasie, zacieniona pergola stanowiąca letnią jadalnię i wielki ogród z tych, co to nikt go nie pieści i dzięki temu ma swój intrygujący urok.




       

Właściciel – Mr J. jest agentem gwiazd kina dużego kalibru, dla zachowania jego prywatności powiem tylko, że jedna z tych gwiazd, to jeden z odtwórców  Bonda,  śmieszne, prawda? Ciekawe, w którym pokoju mieszka, kiedy tu przyjeżdża…
Spacer po tym domu, to trochę, jak zwiedzanie muzeum, odkrywanie znaczenia przedmiotów, które meblują poszczególne pomieszczenia, poznawanie właściciela przez te przedmioty (nigdy nie poznałam go osobiście), odkrywanie historii tego domu,  gości, którzy go odwiedzali, wreszcie, ugotowanych i skonsumowanych  potraw.  Na przykład w koszu na drewno obok kominka leży… wydrukowany i zabindowany scenariusz filmowy… na pierwszej stronie ma podtytuł „true story”. Dlaczego tam leży?  Widocznie był to scenariusz z tych, co to nadają się tylko „do pieca”… Tak, czy owak, obraz Pana J., jaki maluje się w moich oczach po dwóch pobytach w jego domu każe mi myśleć o nim jako o człowieku nadzwyczaj kreatywnym, dowcipnym, otwartym, gościnnym i niezwykle hojnym.
W kuchni stoi ogromny regał pełen książek kucharskich, część jest na temat kuchni francuskiej, ale wydane po angielsku (Mr J. jest Brytyjczykiem). Super, będziemy z nich korzystać…

Nic nie robimy, czyli gotujemy, objadamy się i popijamy wino
Żeby móc coś ugotować musimy udać się na targ do miejscowości oddalonej o kilkanaście kilometrów i nie jest to już taki targ, jak w Nicei. Tu przyjeżdżają rolnicy, producenci mięsa i wędlin, mleczarze, a nawet piekarze. Produkty, oczywiście, robią wrażenie, ale najfajniejsza jest ta atmosfera (co ja zrobię, że tak lubię rynki)   

 


Robimy zapasy na kilka dni.  Kolorowa marchew, żółte buraki, nieskończona ilość odmian cebuli, kurczaki, filety z kaczki i pachnące cytryny na francuską tartę cytrynową z książki Pana J.
W międzyczasie spóźnione lato rozkręciło się na całego i jest potwornie gorąco, więc zaraz po śniadaniu pod pergolą zalegamy na leżakach w cieniu, każdy ze swoją książką, żeby jakoś przetrwać porę, kiedy powietrze faluje od upału. Przypominają mi się sceny z filmu „Ukryte pragnienia”, w którym upał, cykady i przyjęcia pod gołym niebem, a przede wszystkim  „dolce farniente”, czyli słodkie nieróbstwo stanowią tło głównej historii.  U nas to tło przerywane jest od czasu do czasu dźwiękiem korka wyskakującego z butelki...
Ożywienie przychodzi pod wieczór, kiedy wszystkim już doskwiera głód, wtedy rzucamy się do kuchni, dzielimy zadania i gotujemy. Tak powstaje kaczka w miodzie, kurczaki nadziewane cytrynami, włoskie makarony i bruschetty, francuskie tarty  cytrynowe będące wymarzonym orzeźwieniem po upalnym dniu (książki Pana J. są nieocenionym źródłem inspiracji kulinarnych), warzywa inspirowane kuchnią Ottolenghi, czy wreszcie australijska beza Pavlova z truskawkami.



Po trzech dniach tej rozpusty, aby ugasić wyrzut sumienia robimy długą wycieczkę rowerową starym szlakiem kolejowym. Do trzech razy sztuka. Dwa razy nie udało nam się dostać rowerów, trzecia próba okazała się sukcesem, ale to dzięki naszemu przyjacielowi – zapalonemu cykliście, który zbadał temat i zamówił rowery na długo przed naszym przyjazdem, gdyż na tę trasę wpuszcza się ograniczoną ilość rowerzystów dziennie, co jest zrozumiałe, przecież nikt nie chce stać w rowerowych korkach. Ubawiłam się po pachy, kiedy okazało się, że na całej trasie w obie strony minęliśmy nie więcej, niż 5 osób J Tak, czy owak, było miło, trasa prowadzi nasypem, przez las, a po drodze mija się opuszczone stacyjki kolejowe i wioski, w których przyjemnie jest wypić kawę z jakimś francuskim ciasteczkiem.

Opuszczona stacja kolejowa St Jean de Cole...
...i miasteczko
Za dużo wina, za dużo słońca
Jesteśmy w Bordeaux, dookoła nas 110.000 hektarów winnic rodzących każdego roku winogrona nadające treść najlepszym winom świata. Mimo upału nie unikniemy wycieczki winnym szlakiem. Zaczynamy od Pomerol, Graves  i Saint Emilion. Kiedy wjeżdża się w te rejony, krajobraz zmienia się, po horyzont widać pola uprawne, na których wypieszczone i umiejętnie prowadzone krzewy winogron rosną w idealnie równych szpalerach.  Na początku i końcu każdego szpaleru rośnie krzew róży (zupełnie inaczej, niż w Toskanii, gdzie uprawy winogron są zwykle ogrodzone drzewami oliwnymi). 

 



Co jakiś czas krajobraz urozmaica zadbane chateau będące siedzibą producenta i uzbrojone w piwnice warte miliony Euro. Na nas największe wrażenie robi Chateau Cheval Blanc oraz Petrus, głównie dlatego, że znamy ceny tych win. Na marginesie, niedawno Pałac Elizejski zorganizował aukcję, na której wystawił najlepsze wina za swoich piwnic. Petrus osiągnął na tej aukcji najwyższą cenę – 2 butelki z 1990 roku sprzedano za 11.000 Euro! Szczęśliwym posiadaczem stał się biznesmen z Szanghaju .
 Jest upalnie nie do zniesienia, aż dziw, że te winogrona jeszcze się nie zagotowały na krzaku. Pora usiąść w cieniu na lunch, znajdujemy odpowiedni cień w miasteczku St. Emilion.  Znowu dźwięk korka wyskakującego z butelki…po godzinie następny…, a może mi się wydawało. 

St Emilion, to urocze miasteczko, w którym życie jest w całości podporządkowane winu, które od czasu do czasu jest przeplatane ciasteczkami makaronikowymi, bo to tutejsza specjalność. Z najwyżej położonego miejsca widać winnice otaczające miasto, a na głównym placu i uliczkach do niego prowadzących same sklepy z winami i wine bary.





Jest tyle do zdegustowania...
Petrusy można oglądać tylko przez szybę
W jednym ze sklepów wina Petrus stoją w specjalnych gablotach zabezpieczonych szklanymi drzwiami zamkniętymi na klucz.  Profesjonalna obsługa „wszystkoowiniewiedzących” sprzedawców opóźnia trochę nasz powrót do domu (biedny ten, co wylosował kluczyki od samochodu). Słońce powoli  siada, ale termometr samochodowy wciąż pokazuje 36 ° C. Wracamy do naszej pięknej rudery, dźwięk korka…

Następnym naszym celem jest Pauillac i St. Julien położone na brzegu rzeki Żyrondy. Mimo, że jesteśmy nad wodą, upał nie słabnie. Tu mamy umówioną wizytę na winnicy Gruaud-Larose.  Chateau, oczywiście , wypieszczone, przed wejściem mini żywopłocik tworzy napis Chateau Gruaud-Larose. 



Po winnicy i piwnicach (co za orzeźwiający chłodek) oprowadza nas… Chinka (absolwentka studiów enologicznych we Francji) , niepokoi mnie to zainteresowanie Chińczyków tematyką wina. Opowieść jest ciekawa. Niewiarygodne, ile trzeba wiedzy i doświadczenia, żeby wyprodukować wino tej klasy, ale w tym roku wszystkie winne opowieści są przyćmione tematem późnego lata, nadmiaru deszczu i, prawdopodobnie, opóźnionych zbiorów, krótko mówiąc, obawą przed złym rocznikiem.


 Na koniec zwiedzania jeszcze dźwięk korka…, jeszcze jedna butelka wina z dobrego rocznika  upchana kolanami w walizce i stąd już jedziemy na lotnisko.
Dosyć tego wina, dosyć tego słońca, chociaż wiem, że bardzo szybko  zatęsknimy do jednego i drugiego.
Po powrocie chyba obejrzę po raz trzeci film "Niebo w gębie", bo to właśnie z miejsca, z którego wyjeżdżamy bohaterka filmu - Hortense,  osobista kucharka prezydenta Mitteranda,  sprowadzała trufle. Prezydent lubił bowiem takie proste, chłopskie jadło... Gorąco polecam ten film!

czwartek, 12 września 2013

Tatar z wędzonego łososia z orzechami laskowymi, ogórkiem , imbirem i czerwonym pieprzem



Składniki (2 porcje):
100g wędzonego łososia
2 cm korzenia imbiru
5 cm zielonego ogórka
ok. 15 orzechów laskowych
1 łyżka soku z cytryny
1 łyżka oliwy z oliwek
1 niepełna łyżka ziaren czerwonego pieprzu i kilka do dekoracji
gałązka koperku do dekoracji
sól, pieprz

Sposób przygotowania:
  1. Plastry łososia drobno posiekać, przełożyć do miski
  2. Dodać utarty imbir, ogórka pokrojonego w drobną kostkę, grubo posiekane orzechy i czerwony pieprz oraz oliwę i sok z cytryny. 
  3. Dokładnie wymieszać, jeśli trzeba, doprawić solą i mielonym czarnym pieprzem. Tatar podałam w…maselniczkach firmy Maxwell and Williams.

Polędwica z dorsza zapiekana w liściach pora


Składniki:
ok. 150g polędwicy lub po prostu fileta z dorsza na porcję
sok z 1/2 cytryny
sól, pieprz
świeże zioła: tymianek, mięta (po kilka listków na każdą porcję)
musztarda francuska  z Dijon (1 łyżeczka na porcję)
biały fragment dużego i grubego pora (im większy, tym łatwiej będzie owinąć rybę)
oliwa z oliwek

Sposób przygotowania:
  1. Filety opłukać, posolić, popieprzyć, obficie skropić sokiem z cytryny (jeśli mamy czas, możemy pozwolić dorszowi pomarynować się na tym etapie).
  2. Rozciąć jeden bok pora i ostrożnie zdjąć z niego zewnętrzne liście, wrzucić je do gotującej, osolonej wody i blanszować przez kilka minut, żeby zrobiły się miękkie,  po czym wyjąć i przestudzić.
  3. Posiekane zioła połączyć z musztardą, dodać kilka kropel oliwy, taką mieszanką posmarować filety ze wszystkich stron.
  4. Rybę owinąć dwoma warstwami płatów pora (jeśli płaty są dość duże, nie trzeba obwiązywać), posmarować z wierzchu cienką warstwą oliwy.
  5. Porcje ułożyć na blaszce  i wstawić do piekarnika nagrzanego do 200 °C (funkcja grill) na 20-25 minut (czas zależy od grubości kawałków mięsa). 
Tak przygotowaną polędwicę z dorsza podałam na młodych, chrupiących  liściach szpinaku krótko smażonych na maśle, ale można też podać do niej inne warzywa. Ryba upieczona w ten sposób jest soczysta, aromatyczna i pyszna!

wtorek, 10 września 2013

Steki z polędwiczek wieprzowych marynowanych w piwie Guinness z pieczoną dynią i dipem z bakłażana


Składniki (3 osoby):
6 steków z polędwicy wieprzowej o grubości ok. 3-4 cm
ok. 200 ml piwa Guinness lub innego ciemnego piwa
2 łyżki syropu klonowego lub 1 łyżka miodu
sól, pieprz
olej do smażenia

Sposób przygotowania:
1.      Steki rozgnieść lekko ręką na płaty równej grubości  (nie rozbijać tłuczkiem), posypać obficie grubo zmielonym pieprzem.
2.      W misce połączyć piwo i syrop klonowy lub miód i w takiej marynacie ułożyć kawałki mięsa, tak, aby każdy z nich ze wszystkich stron był oblany marynatą. Jeśli chcemy, żeby mięso nabrało karmelowego smaku piwa, powinniśmy marynować je ok. 4-5 godzin.
3.      Przed samym smażeniem steki posolić.
4.      Na patelni grillowej podgrzać olej i smażyć steki  po kilka minut z każdej strony, następnie zmniejszyć ogień i jeszcze chwilę pozostawić mięso na patelni, aby dopiekło się wewnątrz (nie powinno pozostać różowe, bo to nie wołowina, ale nie należy też mięsa przepiec, bo nie będzie soczyste).
Tak przygotowane steki podałam z pieczoną dynią i dipem z bakłażana inspirowanymi kuchnią restauracji Ottolenghi w Londynie, ale o tym w następnym poście.

sobota, 7 września 2013

Roladki z polędwicy wieprzowej podane w stylu sushi


Składniki (3 porcje):
roladki:
3 kawałki niezbyt grubej polędwicy wieprzowej o dł. ok. 15-20 cm
1/2 opakowania sera, który nie rozpłynie się pod wpływem temperatury (użyłam bułgarski ser owczy - szopski)
30 dag szpinaku w dużych liściach
ok. 6 kawałków suszonych pomidorów na porcję
sól, pieprz,
1 ząbek czosnku
olej do smażenia

warzywa imitujące marynowany imbir:
3 marchewki
1-2 pietruszki
1 średni burak
1 łyżeczka soku z cytryny
sól

pure imitujące wasabi:
25 dag bobu
25 dag zielonej fasolki
kilka liści szpinaku
albo... każde inne zielone warzywa
sól, pieprz, mielona papryka chilli
1 łyżeczka masła

Sposób przygotowania:
mięso:

  1. Kawałki mięsa przekroić wzdłuż na pół nie docinając do końca, rozłożyć na desce i zbić tłuczkiem do mięsa, aby powstały płaty równej grubości o prostokątnym kształcie. Mięso lekko  posolić, popieprzyć, natrzeć posiekanym czosnkiem. 
  2. Liście szpinaku sparzyć wrzątkiem, pomidory wyjąć z oleju i obetrzeć ręcznikiem papierowym.
  3. Na każdym płacie mięsa układać liście szpinaku (ok. 3 warstw), na nich od brzegu pas pomidorów (3 rzędy po 2 szt), na nich pasek sera o grubości ok. 1,5 cm. 
  4. Ciasno zwinąć mięso w roladki i ułożyć łączeniem do dołu
  5. Rozgrzać olej i ułożyć na nim roladki łączeniem do dołu, smażyć na średnim ogniu obracając, aby rumieniły się ze wszystkich stron jednakowo.
  6. Kiedy mięso jest rumiane z każdej strony, zgasić piec i pozostawić jeszcze mięso na patelni przez parę minut, aby wewnętrzne warstwy roladek dopiekły się.
warzywa:
Aby warzywa imitowały kolorem marynowany imbir, ugotowałam je razem z burakiem.
  1. Buraki obrać, pokroić na ósemki, zalać wodą, posolić, dodać sok z cytryny i zagotować.
  2. Marchew i pietruszkę obrać, pokroić je w długie paski przy pomocy obieraczki do ziemniaków i wrzucić na gotującą wodę z buraczkami. Czas gotowania - 5-7 minut (powinny być al dente). Paski marchwi i pietruszki  można związać sznureczkiem kuchennym, aby łatwiej było je wyłowić.
  3. Warzywa wyłowić przy pomocy łyżki cedzakowej, buraczki odłożyć (można je wykorzystać do innego celu, ale w tej potrawie były tylko dla koloru).
pure:
  1. Warzywa opłukać, fasolkę pokroić na małe kawałki, wszystko razem ugotować w małej ilości wody.
  2. Kiedy są miękkie, odcedzić i zmiksować ręcznym blenderem
  3. Doprawić do smaku solą, pieprzem i chilli, dodać masło. 
Przed podaniem mięso pokroić na 3-4 centymetrowe kawałki i podać z warzywami oraz pure.

wtorek, 3 września 2013

Knedle ziemniaczane ze śliwkami


Kolejny smak dzieciństwa, który pozostał ze mną na całe życie. Sposób przygotowania knedli przejęłam od mojej mamy, gdyż w jej  wydaniu był to jeden z moich ulubionych letnich przysmaków. Zaczynało się już w czerwcu od knedli z truskawkami, ale prawdziwą kulminacją był sezon śliwkowy, bo własnie z tymi owocami knedle smakują najlepiej, a zwłaszcza, jeśli śliwki są lekko kwaskowe (nie mylić z niedojrzałymi).

Składniki (ok. 40 szt):
1/2 kg ugotowanych do miękkości ziemniaków
1 jajko
200-300 g mąki pszennej
sól
1 kg śliwek węgierek
3 łyżki masła
bułka tarta
cukier

Sposób przygotowania:
Śliwki przekroić w poprzek na pół i usunąć pestki.
Ugotowane ziemniaki przepuścić przez praskę do ziemniaków albo zamienić je na jednolite pure jakąkolwiek inną metodą. Do miski z ziemniakami dodać jajko, szczyptę soli,  a następnie, mieszając ręcznie, dodawać po trochu mąkę w takiej ilości, przy której ciasto przestanie się kleić do ręki (trudno jednoznacznie określić ilość mąki, bo zależy ona od tego, jak "mokre" są ziemniaki). Z gotowego ciasta formować wałeczki o średnicy ok. 3 cm, a następnie kroić je na kawałki o długości ok. 2 cm. Każdy taki kawałek ciasta rozgnieść w rękach na cienki placek, ułożyć na nim połówkę śliwki i szczelnie zakleić nadając mu kształt kulki. Knedle układać na mocno "omączonej" desce.
W dużym garnku zagotować posoloną wodę, na gotującą wrzucać partiami knedle i gotować ok. 7-10 minut  od wypłynięcia knedli na powierzchnię (zależy jakie duże są knedle). Podawać polane bułką tartą zrumienioną na maśle i posypane cukrem.
Bajeczne...

niedziela, 1 września 2013

Lawendowo - karmelowa panna cotta z sosem żurawinowym


W tym roku, kiedy moje lawendy przeżywały pełnię fioletu, byłam akurat na wakacjach, nie zdążyłam ani nacieszyć oczu, ani nasuszyć kwiatów, ani powiązać pachnących pęczków przeznaczonych do garderoby. Kiedy wróciłam, było już po wszystkim, lawendy nadawały się tylko do ścięcia. Na szczęście pod koniec sierpnia wysypały się nowe kwiaty, już nie tak liczne, ale tak samo piękne i pachnące. Z tej okazji robię lawendową panna cottę o smaku tyle zaskakującym, co wyrafinowanym. Skąd wziąć suszone kwiaty lawendy? Najlepiej z ogrodu, swojego lub zaprzyjaźnionego albo wręcz z doniczki. Do suszenia najlepiej wykorzystać kwiaty, które jeszcze się nie rozwinęły.


Składniki:
krem:
1 l śmietany (powinna być kremówka, ale ja używam pół na pół kremówkę i "osiemnastkę")
4-5 łyżek cukru
żelatyna na 1 l płynu
1 czubata łyżeczka suszonych kwiatów lawendy

sos:
300 g żurawiny
2 łyżki miodu
cukier

Sposób przygotowania:
krem:
Żelatynę namoczyć w 1 łyżce wody.
Do garnka wrzucić cukier, dodać odrobinę wody i podgrzewać aż cukier się rozpuści, woda odparuje, a rozpuszczony cukier nabierze lekko złotego koloru (uwaga: trzeba pilnować garnka i mieszać, bo można łatwo spalić cukier, a zapach spalonego karmelu postawi na nogi cały dom!). Kiedy cukier jest płynny i złotawy, zdjąć z ognia i powoli wlewać śmietanę cały czas mieszając, następnie dodać kwiaty lawendy. Postawić garnek z powrotem na piecu i podgrzewać mieszając prawie do zagotowania, wtedy dodać żelatynę i dobrze wymieszać, żeby się rozpuściła. Garnek odstawić do ostygnięcia. Przecedzić śmietanę przez gęste sitko i rozlać do miseczek lub szklaneczek (można je wcześniej wysmarować lekko masłem). Miseczki wstawić do lodówki, żeby panna cotta zastygła.
Żeby bez problemu wyłożyć panna cottę na talerzyk, wystarczy na moment włożyć szklaneczkę lub miseczkę do gorącej wody, panna cotta powinna wyskoczyć natychmiast.

sos:
W małym garnuszku rozpuścić 1 łyżkę cukru w odrobinie wody, zagotować, dodać miód. Wrzucić żurawiny i gotować, aż owoce będą miękkie delikatnie mieszając, żeby owoce się nie rozpadły, jeśli trzeba, przed końcem gotowania można dosłodzić.